Cierpię na totalny brak weny ;/ W końcu udało mi się coś tam naskrobać, wiem że nie najlepiej. Następną notkę dodam szybciej. Miłego czytania ;)
***
Silny wiatr owiewał moją twarz. Za mną słyszałam
mocne trzepanie skrzydeł. Obróciłam się przez ramię by zobaczyć…. M o j e
skrzydła. Na moich plecach pojawiły się
duże, skrzydła w kolorze ciemnego błękitu, wpadającego w czerń. Ja latałam…. Ja
latam. Dookoła mnie było Pełko chmur, które wyglądają zupełnie inaczej niż w tedy,
gdy jestem na dole. Ruszyłam przed
siebie, czułam się tak wspaniale. Byłam
całkiem sama. Mogłam latać między chmurami wiedząc, ze nikt mnie na tym nie
przyłapie. Moja mała, prywatna chwila.
Podleciałam bliżej ziemi. Byłam tuż nad centralną
częścią miasteczka. Z wysoka wydaje się takie małe. Postanowiłam zlecieć
jeszcze niżej, nawet, jeśli ryzykowałabym ujawnieniem się.
Nikogo nie było.
Miasto wyglądało jakby było opustoszałe, mimo iż
wszystko było nienaruszone. Cos takiego, jakby nigdy nikogo tu nie było. W
jednej chwili miałam ochotę wylądować, lecz w tym samym momencie zdałam sobie sprawę,
że nie wiem jak.
Teraz leciałam już tylko kilkanaście centymetrów nad
ziemią. Moje skrzydła mocno trzepały, tworząc wiatr. Przeleciałam całą główną
ulice, nic. Nikogo nie było. Mój dom. Tak, to tam powinnam teraz polecieć. Może
znajdę tam jakąś podpowiedź.
Leciałam z ogromną prędkością, już po kilku minutach
„stałam” naprzeciwko swojego domu. Wyglądał jakby był pusty. Jakby nigdy nikogo
tu nie było.
Ruszyłam do przodu, czując nieodpartą chęć wejścia
do środka. W zadziwiającym tępię mrok ogarnął wszystko w około. Nieprzenikniona
ciemność, sprawiała, że nie mogłam dostrzec kompletnie niczego. Poczułam narastający w mnie strach, uczucie,
że nie jestem sama. Że coś się zbliża, coś, przez co miasto jest całkowicie
opuszczone.
Coś się zbliżało…. Nagle poczułam coś zimnego,
czyjąś dłoń….
Otworzyłam szeroko oczy. Szybko rozejrzałam się po
pomieszczeniu.
- Jestem w domu- westchnęłam uspokajając się.
Spojrzałam na zegarek nie bardzo wiedząc, co ze sobą
począć. Dziesiąta. Mam jeszcze dwie godziny, oczywiście pomijając fakt, że
dziewczyny przyjdą, co najmniej dwadzieścia minut przed dwunastą. Co robić?
Leniwie ześlizgnęłam się z łóżka. Czym szybciej znalazłam jakieś jeansy i grub,
pomarańczowy sweter. Jak na październik było potwornie zimno.
Naszykowałam się wyjątkowo szybko. Rodziców w domu
już nie było. Z resztą prawie jak zawsze. Są zbyt zapracowani. Nie miałam im
tego za złe, jakby nie patrzeć robili to zawsze dla mnie, przynajmniej tak
mówią. Z drugiej strony miałam dużo swobody.
Czas leciał straszliwie wolno, a ja, jak na złość,
nie potrafiłam znaleźć sobie jakiegoś sensownego zajęcia. Rano w telewizji nie
lecą zbyt ciekawe rzeczy, z resztą mało, kiedy jest coś nadzwyczaj ciekawego.
Więc tak chodziłam po wszystkich pokojach próbując
znaleźć jakieś zajęcie, a w między czasie błagałam by dzisiejszy dzień skończył
się szybko.
O dziwo w końcu zadzwonił dzwonek do drzwi, a już po
chwili gotowa do wyjścia, witałam się z moimi przyjaciółkami.
- Kto wpadł na pomysł, żeby iść na dwór w takie
zimno- powiedziałam.
Nie było mi aż tak lodowato, ale to tylko, dlatego
że miałam kilka warstw ubrań.
- To, co będziemy tam robić?- To pytanie było
skierowane do Is. Czyli to ona była pomysłodawcą tego wypadu.
- Więc nie można już pospacerować po parku i pooddychać
Świerzym powietrzem?
Coś mi się w tym nie podobało. Z całą pewnością
miała coś innego na myśli. Najwyraźniej chce żebyśmy też w tym uczestniczyły. Westchnęłam
tęsknie, na co obie obróciły się w moją stronę.
Wzruszyłam ramionami, a one powróciły do
poprzedniego tematu. Do samego parku doszłyśmy szybko. Nie było tu zbyt dużo
ludzi, co nie powiem, było mi całkiem na rękę. Zawsze trochę więcej miejsca dla
nas.
- O kakao! Chodźcie!- Zawołałam, nagle ożywiona.
Miałam bzika na punkcie gorącego kakao, szczególnie,
kiedy na dworze było tak zimo.
Nie byłam jakieś dziewięć metrów od stoiska, kiedy
stanęłam jak wryta.
Stał tam.
On.